Niemiecki plakat propagandowy namawiający Polki do wyjazdu do pracy w Rzeszy Roboty przymusowe w III Rzeszy – praca przymusowa 02, do której zmuszono kilkanaście milionów ludzi z terenów okupowanych przez III Rzeszę podczas II wojny światowej. Historia W czasie II wojny światowej praca przymusowa stanowiła jedną z głównych metod pozyskiwania taniej siły roboczej w Niemczech dla przemysłu i rolnictwa, a zarazem jedną z form eksterminacji ludności terytoriów podbitych przez III Rzeszę. Militaryzacja Niemiec od połowy lat 30. XX wieku, a szczególnie prowadzona przez Niemcy od 1939 wojna spowodowała konieczność wcielenia do Wehrmachtu znacznej liczby młodych mężczyzn, co skutkowało niedoborami na rynku pracy w tym kraju. Na terenach okupowanych prowadzona była silna akcja propagandowa mająca na celu zachęcenie ludności krajów podbitych do dobrowolnego podjęcia pracy na terenie Rzeszy, ale na ogół nie spotykała się ona z dostatecznie pozytywnym oddźwiękiem[1]. Z tego względu zdecydowano się na wprowadzenie powszechnego obowiązku pracy przymusowej, który funkcjonował zarówno na terenach wcielonych do III Rzeszy, jak i w Generalnym Gubernatorstwie. Początkowy obowiązek pracy dla mieszkańców Generalnego Gubernatorstwa obejmował Polaków w wieku od 18 do 60 roku życia, a następnie został rozszerzony na młodzież w wieku 14 do 18 lat. Na ziemiach wcielonych przymus pracy obejmował także dzieci. W Kraju Warty (Wartheland) od 1941 r. zatrudniano dzieci od 12 roku życia, na Pomorzu i na Śląsku od 14 roku, a jeśli nie chodziły do szkoły to również od 12 roku życia. Polacy z okręgu białostockiego w wieku 18–25 lat musieli przez dwa lata pracować w gospodarstwach rolnych w Prusach Wschodnich[2][3]. Niemiecki plakat propagandowy z punktu werbunkowego na roboty do Niemiec przy ulicy Nowy Świat: „Chodźmy na roboty rolne do Niemiec. Zgłoś się natychmiast u Twojego wójta”, ok. 1940 Łapanka w Polsce. Zdjęcie wykonano prawdopodobnie w Warszawie lub Bydgoszczy. Polscy rolnicy z województwa krakowskiego transportowani na roboty przymusowe w Rzeszy, 1941 W okupowanej Polsce ludność zdolną do podjęcia pracy przymusowej ewidencjonowano przy pomocy spisów gminnych. Wiosną 1940 przymusowa branka na roboty do Niemiec przybrała charakter masowy[2]. Na terenie Generalnego Gubernatorstwa organizowały ją niemieckie urzędy pracy (niem. Arbeitsamt)[4], które wysyłały imienne wezwania do stawienia się w punktach zbiorczych. Za odmowę groziły surowe kary, łącznie z wywiezieniem najbliższej rodziny do obozu pracy lub obozu koncentracyjnego, konfiskatą mienia, aż do kary śmierci włącznie[5][6]. W tym okresie narodziło się słowo – łapanka. Łapanki na roboty do Niemiec urządzane były przy pomocy własowców i granatowych policjantów[potrzebny przypis]. Szacuje się, że tylko w Warszawie pomiędzy 1942 a 1944 rokiem ofiarami nazistowskich łapanek padało codziennie co najmniej 400 osób, a w niektórych dniach nawet kilka tysięcy. 19 września 1942 roku niemal 3000 kobiet i mężczyzn, którzy zostali pojmani w licznych łapankach na terenie Warszawy w ciągu poprzednich dwóch dni, zostało przetransportowanych pociągami do III Rzeszy jako pracownicy przymusowi[7]. Łącznie ofiarami niemieckich łapanek padło blisko 2 miliony osób[8]. Jedynym sposobem uniknięcia wywiezienia było posiadanie statusu osoby zatrudnionej w przedsiębiorstwie lub instytucji pracującej na potrzeby Rzeszy lub zaoferowanie łapówki. Jednak legalne lub nielegalne zdobycie takiego zaświadczenia było trudne, a liczba łapanek rosła. Kolejnym źródłem robotników przymusowych były obozy jenieckie. Wiosną 1940 roku zadecydowano o zatrudnieniu polskich jeńców wojennych jako cywilnych robotników przymusowych, którym nie przysługiwały uprawnienia do ochrony i pomocy międzynarodowej. Pozornie decyzja o podjęciu pracy w zamian za zwolnienie z obozu była dobrowolna, jednak w praktyce oporni jeńcy byli poddawani represjom. Proceder nie dotyczył oficerów, elementów niepewnych i Żydów oraz zatrudnionych przez Wehrmacht[2][3]. W 1943 r., gdy poszukiwanie siły roboczej przez Niemców nabrało rozpędu Himmler zaproponował ministrowi spraw zagranicznych Ribbentropowi także przeniesienie polskich jeńców oficerów do obozów koncentracyjnych, gdzie pracowaliby na rzecz celów wojennych. Jednak prawdopodobnie przebieg wojny oraz inne względy sprawiły, że pomysł nie został zrealizowany[3]. Robotnikami przymusowymi w III Rzeszy byli też obywatele państw zachodnich podbitych przez Hitlera – głównie Francuzi, Belgowie, Holendrzy. Polacy stanowili jednak jedną z najliczniejszych grup (liczącą od 2,5–3,5 miliona osób) cudzoziemskich robotników zatrudnionych w czasie drugiej wojny światowej w niemieckiej gospodarce[5]. Polacy i obywatele ZSRR byli najgorzej traktowanymi robotnikami z krajów okupowanych[9]. Długo po zakończeniu II wojny światowej w latach 90. XX wieku żyjący wtedy Polacy będący jedną z najliczniejszych grup ofiar pracy niewolniczej w III Rzeszy Niemieckiej otrzymali finansowe odszkodowanie od Niemiec za pracę przymusową w czasie wojny dzięki umowie zawartej pomiędzy rządami Polski i Niemiec w 1991. Wypłatami świadczeń finansowych ze środków niemieckich i austriackich zajmowała się Fundacja „Polsko-Niemieckie Pojednanie”[10]. Wypłaty dla Polaków rozpoczęto dnia 30 września 1992. Wypłaty objęły także osoby, które nie były na robotach, ale przeżyły pobyt w nazistowskich obozach, więzieniach i gettach. Dla porównania żyjące w Izraelu ofiary nazizmu, w tym wielu polskich Żydów otrzymało odszkodowania od Niemiec bardzo wcześnie, bo już w latach 50. XX wieku na mocy Porozumienia Luksemburskiego zawartego dnia 10 września 1952 między Izraelem i Niemcami. Warunki i organizacja pracy przymusowej Warunki pracy, wysokość wynagrodzenia oraz relacje pomiędzy Niemcami a robotnikami przymusowymi były regulowane przez szereg specjalnych zarządzeń. Polaków nie obejmowały niemieckie przepisy prawa pracy, otrzymywali niższe wynagrodzenie (także często pracowali przymusowo za darmo co było podstawą do powojennych roszczeń[11][10]) niż Niemcy lub robotnicy z krajów zachodnich i obejmowały ich liczne zakazy[5]. Polskim robotnikom nie było wolno opuszczać miejscowości pobytu, a nawet opuszczenie mieszkania było możliwe tylko w czasie wyznaczonym przez policję[12]. Korzystanie z publicznych środków komunikacji[12] oraz posiadanie roweru[13] wymagało zezwolenia miejscowej władzy policyjnej. Zakazane było także obcowanie z ludnością niemiecką w miejscach publicznych, takich jak kina, teatry, restauracje, kościoły itp., a spożywanie alkoholu i zabawy były możliwe w tylko specjalnych miejscach przeznaczonych dla robotników przymusowych. Zakazane było także rozmawianie lub pisanie w języku polskim o niemieckich rozporządzeniach[12] oraz korzystanie z telefonu[13]. Obowiązkiem wszystkich polskich robotników było noszenie widocznej na prawej stronie piersi odznaki z literą „P”[5][12]. Opieszała praca, podburzanie pracowników lub samowolne opuszczenie miejsca pracy było karane pracą przymusową w wychowawczym obozie pracy[12]. Za nieposłuszeństwo, Niemcy mogli karać chłostą[13]. Także czyny sabotażowe oraz ciężkie wykroczenia przeciwko dyscyplinie robotniczej były karane przynajmniej kilkuletnim umieszczeniem w wychowawczym obozie pracy[12]. Tajny okólnik Heinricha Himmlera, Reichsführera SS i komisarza do spraw umacniania niemczyzny z 8 marca 1940 r. nakazywał „traktować specjalnie”, czyli przeprowadzać egzekucje polskich robotników utrzymujących stosunki seksualne z Niemcami i Niemkami bez sądu[5][12][13]. Podobną karę śmierci (niem. Sonderbehandlung) stosowano również w przypadkach pobicia Niemca lub dokonania sabotażu[13]. Polskie kobiety wykonywały takie same prace, jak mężczyźni. Jeżeli Polka urodziła dziecko, to zazwyczaj po kilku dniach musiała wrócić do pracy. Na czas pracy matki dzieci były oddawane do niemieckich żłobków, gdzie często były celowo głodzone, co prowadziło do ogromnej śmiertelności niemowląt[5]. Administracja niemiecka Książka pracy (niem. Arbeitsbuch Für Ausländer) – dokument identyfikacyjny dla polskiego robotnika przymusowego wydany w 1942 roku oraz naszywka z literą „P”, którą wszyscy polscy robotnicy musieli nosić na ubraniu w celu łatwego odróżnienia ich od ludności niemieckiej Administracja pracy na terenach zaanektowanych kopiowała istniejące instytucje III Rzeszy. Na terenie Generalnego Gubernatorstwa nadrzędną instytucją ds. pracy przymusowej był Główny Wydział Pracy (niem. Hauptabteilung Arbeit) kierowany przez Maxa Frauendorfera, który działał poprzez sieć urzędów pracy. Sądy pracy, samodzielna inspekcja pracy oraz związki zawodowe zostały zlikwidowane. Uchylono swobodę wyboru miejsca pracy oraz umów o pracę i czuwano aby robotnicy polscy nie otrzymywali żadnych dodatkowych świadczeń (takich jak urlopy, podwyżki, świadczenia rzeczowe). Przed wiosną 1940 r. na terenach wcielonych do Rzeszy administracja niemiecka wypłacała licznym bezrobotnym wsparcie (niem. unterstützende Arbeitslosenhilfe) w zamian za 32–40 godzin pracy obowiązkowej. Np. w Łodzi liczba bezrobotnych sięgała 80 tys. Jednak na skutek masowego wywozu na roboty bezrobocie w okupowanej Polsce gwałtownie spadło i przystąpiono do przymusowego pozyskiwania pracowników. Do metod przymusu zaliczano: kontrole policyjne, doniesienia, łapanki na dworcach, placach targowych, ulicach, dzielnicach mieszkalnych i kościołach oraz przymus gospodarczy w formie odmowy wydania kart zaopatrzenia[3]. Ludność żydowska podlegała bezpośrednio SS i policji[3]. Praca Pracownicy przymusowi byli zatrudniani w rolnictwie, niemieckim przemyśle zbrojeniowym oraz przy naprawach zniszczonych w bombardowaniach dróg i torów. Były to głównie prace manualne, takie jak kopanie, przenoszenie, ręczna obróbka itp. Na ziemiach wcielonych wprowadzono 3 kategorie: zawody szlachetne – dostępne tylko dla Niemców (np. zegarmistrzostwo, elektrotechnika, cukiernictwo, drukarstwo); zawody do których można było dopuścić Polaków, gdy brak było Niemców (np. ślusarstwo, tokarstwo, stolarstwo, rzeźnictwo, piekarnictwo) oraz zawody gorsze, do których kierowano głównie Polaków (np. brukarstwo, kowalstwo, szewstwo, krawiectwo, dekarstwo, ciesielstwo, introligatorstwo)[3]. Wraz z przebiegiem wojny zapotrzebowanie na pracę przymusową wzrastało i miliony pracowników były zmuszane do pracy dla niemieckich przedsiębiorstw, takich jak: Thyssen, Krupp, IG Farben, Bosch, Daimler-Benz, Demag, Henschel, Junkers, Messerschmitt, Philips, Siemens, czy Volkswagen[14] oraz niemieckich filii przedsiębiorstw zagranicznych, takich jak np. Fordwerke (filia Ford Motor Company), czy Adam Opel AG (filia General Motors)[15], które wraz z rozpoczęciem wojny zostały znacjonalizowane przez rząd III Rzeszy. Od ponad 2000 do 2500 niemieckich przedsiębiorstw osiągało korzyści materialne z pracy przymusowej w III Rzeszy, w tym współcześnie znane przedsiębiorstwa, jak np. Deutsche Bank[16][17][18][19]. Przemoc seksualna Stworzenie sieci domów publicznych dla żołnierzy poparł już na początku września 1939 r. SS-Gruppenführer Reinhard Heydrich, prawa ręka Himmlera. Rozkaz w tej sprawie wszedł w życie 16 marca 1940 r. i w prawie wszystkich większych miastach powstały dotowane z budżetu wojskowe domy publiczne (np. w Warszawie znajdowały się dwa)[20]. Z braku dobrowolnych pracowników, przymusowe pracownice seksualne zaczęto pozyskiwać w łapankach. 3 maja 1941 r. Ministerstwo Spraw Zagranicznych rządu na uchodźstwie zwróciło się w memorandum do aliantów: „Niemiecka policja regularnie organizuje w rozmaitych miastach rajdy mające na celu schwytanie jak największej liczby młodych kobiet, które są przymuszane do pracy w burdelach odwiedzanych przez niemieckich oficerów i żołnierzy”. Kobiety pracujące w niemieckich domach publicznych decydowały się czasem na ucieczkę. W 1941 roku miała miejsce zbiorowa ucieczka polskich i rosyjskich więźniarek z domu publicznego w Norwegii, które poprosiły o azyl norweski Kościół luterański[20]. Szacuje się, że podczas wojny Niemcy zmusili do prostytucji co najmniej 34 140 osób[21]. Znane są także liczne przypadki przemocy seksualnej w stosunku do robotników przymusowych. Po 1943 zaczęto tworzyć zakłady dla dzieci robotnic zagranicznych w III Rzeszy, w których panowała wysoka śmiertelność[22][23]. Kategorie robotników W Niemczech istniały dwie kategorie robotników: Gastarbeitnehmer – robotnicy-goście. Byli to w miarę dobrze opłacani i traktowani robotnicy z krajów – sojuszników Niemiec (np. Włochy) lub neutralnych (np. Szwecja); stanowili oni tylko ok. 1% zagranicznych robotników w Niemczech. Zwangsarbeiter – robotnicy przymusowi. Ci dzielili się na trzy kategorie: Militärinternierte – jeńcy wojenni. Jeńcy poniżej stopnia oficera (w tym ok. 300 tysięcy Polaków) byli zmuszani do pracy w obozach pracy. Zivilarbeiter – cywilni robotnicy, w przeważającej większości Polacy, byli traktowani znacznie gorzej i mieli bardziej ograniczone prawa niż robotnicy z zachodniej Europy. Ostarbeiter – robotnicy ze wschodu (czyli z terenów podbitych w ZSRR; nieliczni Polacy – głównie Ukraińcy, Rosjanie, Białorusini, Bałtowie). Traktowani jeszcze gorzej od polskich Zivilarbeiterów. Statystyki Pod koniec lata 1944 roku według niemieckich dokumentów na terenie III Rzeszy znajdowało się 7,6 miliona zagranicznych pracowników oraz jeńców wojennych. Większość z nich została sprowadzona pod przymusem. Do roku 1944 udział pracowników przymusowych wynosił około jednej czwartej całej siły roboczej w Niemczech, a większość niemieckich fabryk wykorzystywała niewolniczą pracę więźniów. Cywilni pracownicy przymusowi w nazistowskich Niemczechwedług kraju pochodzenia, styczeń 1944[24] Państwo lub region Liczba Odsetekogółu Średnia ilość pieniędzy przesyłanaza granicę lub rodzinieprzez pracownika (rmk) Suma 6 450 000 100,0% Tereny okupowane Europy Wschodniej 4 208 000 65,2% 15 (mediana) Czechosłowacja 348 000 5,4% Polska 1 400 000 21,7% 33,5 Jugosławia 270 000 4,2% ZSRR wraz z terenami anektowanymi 2 165 000 33,6% 4 Węgry 25 000 0,4% Tereny okupowane Europy Zachodniej 2 155 000 33,4% 700 (mediana) Francja (oprócz Alzacji-Lotaryngii) 1 100 000 17,1% 487 Norwegia 2 000 – Dania 23 000 0,4% Holandia 350 000 5,4% Belgia 500 000 7,8% 913 Włochy 180 000 2,8% 1 471 Grecja 20 000 0,3% Sojusznicy III Rzeszy i kraje neutralne 87 000 1,3% Bułgaria 35 000 0,5% Rumunia 6 000 0,1% Hiszpania 8 000 0,1% Szwajcaria 18 000 0,3% Szacuje się, że około 12 milionów ludzi – w większości obywateli Europy Wschodniej było internowanych w celu eksploatacji jako niewolnicza siła robocza na terenach kontrolowanych przez III Rzeszę[25]. Inne szacunki mówią o 15 milionach obcokrajowców, którzy zostali zmuszeni do pracy w Niemczech podczas II wojny światowej[26]. Polscy pracownicy Z tym tematem związana jest kategoria: Deportowani na roboty przymusowe przez nazistowskie Niemcy w Polsce 1939–1945. Władze III Rzeszy wahały się pomiędzy chęcią zapewnienia sobie niewolniczej siły roboczej, a chęcią oczyszczenia Lebensraumu z zamieszkującego tam narodu poprzez wysiedlenia i wyniszczenie. Nasilenie tych tendencji osiągało różny stopień i o natężeniu poglądów nazistowskich świadczy zrezygnowanie z uzasadnionej ekonomicznie pracy Żydów oraz jeńców radzieckich i masowe ich wyniszczanie. Hans Frank na posiedzeniu kierowników NSDAP 14 grudnia 1942 r. powiedział[27]: Panowie wiedzą, że w partii panuje stanowczy pogląd, iż nasza polityka w stosunku do Polaków ma na celu wysiedlenie, zniszczenie, albo traktowanie ich tylko jako siły roboczej. Panowie wiedzą również, że w znacznej mierze zostało to zrealizowane. Jednakże powstaje w tej dziedzinie olbrzymia trudność. Polega ona głównie na tym, że Rzesza musi przenosić do Generalnego Gubernatorstwa wielkie zakłady przemysłowe z terenów narażonych na naloty. Jednocześnie istnieje konieczność utrzymania za wszelką cenę rodzimą siłą roboczą produkcji w istniejących zakładach Generalnego Gubernatorstwa, zachowanie środków przewozowych i całego aparatu administracyjnego, zabezpieczenie żniw itp. Z takiego położenia faktycznego jasno wynika, że nie można z jednej strony niszczyć Polaków, z drugiej zaś liczyć na nich jako na siłę roboczą. Przed takim dylematem stoimy obecnie. (...) Nasuwa się teraz naglące pytanie, jak prowadzić dalej politykę w stosunku do Polaków. Byłoby pożądane, aby instancje Rzeszy, partyjne i terytorialne, miały w tej kwestii jasny pogląd. Nie chodzi o to, aby zniszczyć wszystkich Polaków, jak mówią jedni, czy też o to, aby włączyć do procesu pracy wszystkich Polaków zdolnych do pracy, jak chcą inni. To diametralne przeciwieństwo. Można by było powiedzieć, że możemy utrzymać wszystkich Polaków, którzy tu pracują i wytępić wszystkich innych. W tym tkwi tylko jedna wielka trudność, że do wytępienia milionów istot ludzkich potrzebne są warunki, których nie możemy na razie stworzyć.(...) Postawa Niemców wobec problemu polskiego była zróżnicowana. Wobec niemożliwości przeprowadzenia eksterminacji lub wysiedleń Polaków, jedni zalecali maksymalne wykorzystanie ich zdolności produkcyjnej poprzez niewolniczą pracę, inni zakładali ich wyniszczenie poprzez maksymalną eksploatację. Sprawę przesądził przebieg wojny, który wymusił na niemieckiej gospodarce dalsze korzystanie z polskich pracowników przymusowych[3]. Na ziemiach włączonych do Rzeszy pojawiały się natomiast wątpliwości, czy Niemcy powinni w ogóle zajmować się pracą fizyczną, czy wzorem Anglików w koloniach korzystać z pracy tubylców. Początkowo niektóre przemówienia Hitlera i Himmlera skłaniały się ku modelowi angielskiemu, jednak w późniejszym okresie sam Himmler starał się wpajać Niemcom, że praca nie hańbi, a bezczynność przyczynia się do degenerowania rasy[28]. W okresie od 1939 do 1945 r. na robotach przymusowych w Niemczech przebywało łącznie ok. 1,6 mln osób cywilnych z Polski i ok. 300 tys. polskich jeńców wojennych[29]. Widok z lotu ptaka na kompleks przemysłowy Buna-Werke składający się z 11 podobozów wykorzystujących niewolniczą pracę osadzonych. Wyodrębniony jako osobna jednostka Auschwitz III. Wyniszczenie poprzez pracę Osobne artykuły: Obozy niemieckie (1933–1945) i Lista obozów niemieckich (1933–1945). Miliony Żydów było przymusowymi pracownikami w gettach, zanim zostali przetransportowani do obozów zagłady. Niemcy stworzyli także obozy koncentracyjne, z których cześć zapewniała niewolniczą siłę roboczą dla przemysłu, a pozostałe istniały jedynie w celu eksterminacji osadzonych. W celu wzbudzenia zaufania u nieświadomych swojego losu ofiar, bramy wejściowe wielu obozów zostały opatrzone napisem „Arbeit macht frei” (pol. Praca czyni wolnym). Przykładem obozu koncentracyjnego wykorzystującego niewolnicza pracę był kompleks obozu Mittelbau-Dora w którym produkowano pociski rakietowe V-2. Wyniszczenie przez pracę było ostatecznym celem większości niemieckich obozów koncentracyjnych[30][31]. W tym celu osadzeni byli zmuszani do pracy przy użyciu jedynie najbardziej podstawowych narzędzi i przy minimalnych racjach żywnościowych, aż do śmierci z wycieńczenia[30][32]. W niektórych obozach, takich jak obozy Groß-Rosen osadzeni pracowali za jedzenie, a osoby które nie były w stanie pracować, ale nie umierały, były uśmiercane. Zobacz też Zobacz multimedia związane z tematem: Roboty przymusowe w III Rzeszy Baudienst (pol. służba budowlana) Przypisy ↑ Stanisław Dąbrowa-Kostka (1972), „Es geht alles vorüber, es geht alles vorbei...” – Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK, [dostęp 2017-01-10] . ↑ a b c Polscy robotnicy przymusowi, [dostęp 2017-01-10] [zarchiwizowane z adresu 2017-01-11] . ↑ a b c d e f g Czesław Madajczyk: Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce. Tom I. PWN Warszawa 1970 r. s. 629–659. ↑ Grupa Polska Grupa Kara śmierci za seks z Niemką. Polacy na robotach przymusowych w III Rzeszy, „ 13 maja 2014 [dostęp 2017-01-10] (pol.). ↑ a b c d e f MałgorzataM. Machałek MałgorzataM., Robotnicy przymusowi w czasie drugiej wojny światowej, 18 lutego 2015 [dostęp 2017-01-10] . ↑ Elżbieta Laska: Praca przymusowa Polaków na rzecz III Rzeszy [dostęp 2017-01-10]. ↑ Władysław Bartoszewski, 1859 dni Warszawy, Znak. s. 303–304. ↑ Niemiecka polityka okupacyjna na ziemiach polskich [dostęp 2017-01-10] . ↑ Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie. ↑ a b Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie | Stiftung Polnisch-Deutsche Aussöhnung, [dostęp 2020-07-09] [zarchiwizowane z adresu 2019-09-15] (pol.). ↑ ↑ a b c d e f g Przemoc, poniewierka, poniżenie. Wspomnienia z przymusowych robót rolnych 1939–1945, wybrał, opracował i wstępem opatrzył L. Staszyński, Warszawa 1967, s. 6–9. PDF [dostęp 2017-01-10]. ↑ a b c d e Grupa Polska Grupa Kara śmierci za seks z Niemką. Polacy na robotach przymusowych w III Rzeszy, „ 13 maja 2014 [dostęp 2017-01-10] (pol.). ↑ Marc Buggeln (2014). Slave Labor in Nazi Concentration Camps. Index of Companies. OUP Oxford. s. 335. ISBN 0-19-101764-7. ↑ AlfredA. Sohn-Rethel AlfredA., Economy and Class Structure of German Fascism, London: CSE Books, 1978, ISBN 0-906336-01-5, OCLC 5039215 . ↑ Comprehensive List Of German Companies That Used Slave Or Forced Labor During World War II Released, [dostęp 2017-01-10] . ↑ RogerR. Cohen RogerR., German Companies Adopt Fund For Slave Laborers Under Nazis, „The New York Times”, 17 lutego 1999, ISSN 0362-4331 [dostęp 2017-01-10] . ↑ German Firms that Used Slave Labor During Nazi Era, Jewish Virtual Library [dostęp 2017-01-10] . ↑ Jürgen Reents, ND (16 listopada 1999). „2,500 Firmen – Sklavenhalter im NS-Lagersystem” (po niemiecku). Lista 2500 niemieckich firm korzystających z pracy przymusowej. Die Zeitung „Neues Deutschland”. zarchiwizowano z oryginału [dostęp 2017-01-10]. ↑ a b Wprost 24 – Seksualne niewolnice III Rzeszy, 13 maja 2008 [dostęp 2017-01-10] [zarchiwizowane z adresu 2008-05-13] . ↑ NandaN. Herbermann NandaN., The Blessed Abyss: Inmate #6582 in Ravensbruck Concentration Prison for Women, Detroit: Wayne State University Press, 2000, ISBN 0-8143-2920-9, OCLC 43951904 . ↑ Ausstellung in der Gedenkstätte Zellentrakt ( Dokumention der Ausstellungsbanner (PDF). Ausstellung Zwangsarbeit Dokumention der Ausstellungsbanner. Zellentrakt Gedenkstätte. 9 / 25 in PDF. Geborene Kinder wurden in der Regel den Müttern weggenommen. Von nun an unterschieden die Behörden bei den Neugeborenen zwischen Kindern, die „dem Deutschtum zu erhalten und ... daher als deutsche Kinder zu erziehen” waren (sie wurden in deutsche Familien gegeben), und „rassisch minderwertigen Kindern,” die in „Ausländerkinder-pflegestätten” völliger Vernachlässigung und dem sicheren Tod überlassen wurden.. ↑ Magdalena Sierocińska: Eksterminacja „niewartościowych rasowo” dzieci polskich robotnic przymusowych na terenie III Rzeszy w świetle postępowań prowadzonych przez Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu. [dostęp 2017-01-10]. ↑ John C. Beyer; Stephen A. Schneider. Forced Labour under Third Reich. Nathan Associates. Część 1 i 2 [pdf]. ↑ Marek, Michael (2005-10-27). „Final Compensation Pending for Former Nazi Forced Labourers”. Deutsche Welle. Zobacz też: „Forced Labour at Ford Werke AG during the Second World War”. The Summer of Truth Website. Zarchiwizowano z oryginału ↑ Panikos Panayi, „Exploitation, Criminality, Resistance. The Everyday Life of Foreign Workers and Prisoners of War in the German Town of Osnabrück, 1939-49,” Journal of Contemporary History Vol. 40, No. 3 (Jul., 2005), s. 483–502. ↑ Czesław Madajczyk: Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce. Tom I. PWN, Warszawa 1970 r. s. 631–632. ↑ Czesław Madajczyk: Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce. Tom II. PWN, Warszawa 1970, s. 9–10. ↑ Polen – der Beginn der militärischen Expansion. ↑ a b Stanisław Dobosiewicz (1977). Mauthausen/Gusen; obóz zagłady. Warszawa: Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej. s. 449. ISBN 83-11-06368-0. ↑ Wolfgang Sofsky (1999). The Order of Terror: The Concentration Camp. Princeton: Princeton University Press. s. 352. ISBN 0-691-00685-7. ↑ Władysław Gębik (1972), Z diabłami na ty. Gdańsk: Wydawnictwo Morskie, s. 332. Zobacz też: Günter Bischof; Anton Pelinka (1996). Austrian Historical Memory and National Identity. Transaction Publishers. s. 185–190. ISBN 1-56000-902-0 i Cornelia Schmitz-Berning (1998). „Vernichtung durch Arbeit”. Vokabular des Nationalsozialismus (Słownictwo narodowego socjalizmu) (po niemiecku). Walter de Gruyter. s. 634. ISBN 3-11-013379-2. Linki zewnętrzne Elżbieta Laska: Praca przymusowa Polaków na rzecz III Rzeszy Rasizm i wyzysk Mariusz Patelski: [1] pde
Rodzaje wiz pracowniczych w Niemczech. Jeśli Twoi pracownicy nie są obywatelami Unii Europejskiej (UE) lub Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG), muszą uzyskać zezwolenie na pobyt, aby móc pracować lub studiować w Niemczech przez okres dłuższy niż 90 dni. Pozwolenie to jest konieczne niezależnie od wizy i pozwolenia na pracę.
Z Franciszkiem Wodą SJ, misjonarzem pracującym w Zambii, rozmawia Józef Augustyn SJ W czasie wojny został Ojciec wywieziony na roboty do Niemiec. Jak do tego doszło? To było zimą 1943 roku. Miałem wtedy niespełna siedemnaście lat. Niemcy w tym czasie na wszelkie sposoby starali się zdobyć ludzi do pracy na terenie Rzeszy: na roli, w fabrykach, w kopalniach. Rąk do pracy brakowało, bo sami Niemcy walczyli o "nowy porządek w Europie". Siły roboczej szukali więc w krajach okupowanych, między innymi przez łapanki na ulicach miast. Natomiast na wsi sołtys danej miejscowości miał regularnie wyznaczać określoną liczbę mieszkańców do pracy w Rzeszy. I tak też się stało w moich rodzinnych Mokrzyskach. Do naszego domu przyszło zawiadomienie, że zostałem do takiej pracy wyznaczony. Mam to zawiadomienie do dziś. Przed wywiezieniem na roboty mogłaby mnie uchronić praca na rzecz niemieckiego wysiłku wojennego, tyle że w Mokrzyskach nic takiego nie robiłem. Nie można było też takiego zatrudnienia załatwić od ręki. Ojciec chciał mnie więc ukryć u rodziny w Lubelskiem, gdzie mieszkali bracia mojej mamy, ale się nie zgodziłem. Bałem się, że jeśli zniknę bez śladu, moi najbliżsi będą z tego powodu represjonowani. Powiedziałem więc do ojca: "Na dobre czy na złe - pojadę". Spakowałem się, pożegnałem z bliskimi i 31 stycznia 1943 roku stawiłem się na stacji kolejowej w Brzesku. Co było potem? Najpierw całą grupą zostaliśmy umieszczeni w obozie przejściowym w Krakowie, utworzonym w budynku szkoły średniej przy ul. Wąskiej. Tam byliśmy przygotowywani do wyjazdu. W jaki sposób? Dezynfekcja, strzyżenie, sprawdzanie dokumentów i danych. Spędziliśmy tam około tygodnia. Pamiętam, że odwiedziła mnie mama z wujkiem. Przywiozła mi jeszcze jakąś ciepłą kapotę i trochę jedzenia. Wydawało się jej, że nie dość dobrze wyposażyła mnie na drogę. Nie mogłem do nich zejść. Stali na ulicy, a ja byłem przy oknie jednej z sal na pierwszym czy drugim piętrze. Stamtąd z nimi rozmawiałem. Ilu was było w tym obozie? Dokładnie nie pamiętam, może dwieście osób. Po tygodniu wsadzili nas do pociągu i z Krakowa Głównego wywieźli na zachód. To był pociąg osobowy. W czasie drogi zapisywałem wszystkie mijane stacje, ale ta lista gdzieś mi zginęła. Na pewno jechaliśmy przez Drezno. Podróż trwała dwa dni. Co jakiś czas nasz pociąg zatrzymywano, by przepuścić transporty wojskowe. W końcu dojechaliśmy do Wuppertalu w Westfalii. Tam ponownie umieszczono nas w obozie przejściowym, gdzie przeszliśmy podobną procedurę jak wcześniej w Krakowie. Następnego dnia znowu do pociągu - tym razem do Kolonii. Tam rozdzielili nas na mniejsze grupy i przyczepami ciągniętymi przez traktory zawieźli do Bonn oddalonego od Kolonii jakieś trzydzieści kilometrów. Byliśmy po lewej stronie Renu i nie przejeżdżaliśmy przez niego na drugi brzeg. W Bonn trafiliśmy do miejscowego urzędu pracy. Wszystkich umieścili na dużej hali, gdzie rozpoczęło się przydzielanie do konkretnych prac. Polegało to na tym, że jeden z urzędników wywoływał poszczególne zawody, na które było zapotrzebowanie, a ludzie się zgłaszali. Tyle że ja nie miałem żadnego zawodu. Zostałem na końcu w grupie około dwudziestu osób: kobiet i mężczyzn. Wtedy przyszli bauerzy, czyli niemieccy gospodarze, i każdy wybierał dla siebie robotników do pracy na wsi. Najpierw wybrał mnie gospodarz, któremu - jak mi się wydawało - nie najlepiej patrzyło z oczu. Wymknąłem się więc do grupy osób jeszcze bez przydziału i trafiłem do gospodarza, który robił lepsze wrażenie. Czy to się później potwierdziło? Wybrał czterech mężczyzn i jedną dziewczynę i zabrał nas do jednej wioski, ale rozdzielił do różnych gospodarstw. To było Niederbachem oddalone od Bonn o jakieś dwadzieścia kilometrów. W linii prostej wioska leżała trzy kilometry na zachód od Renu. Ostatecznie zostałem przywieziony do domu małżeństwa w średnim wieku. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, było już późno. Dali mi więc ciepłe łóżko i dopiero na drugi dzień rano zaczęła się moja praca. Muszę przyznać, że trafiłem szczęśliwie. A gospodarz, który najpierw mnie wybrał na hali w Bonn, mieszkał w sąsiedniej wiosce i jak się okazało był miejscowym nazistą. Bardzo źle traktował swoich przymusowych robotników. Do tego stopnia, że pracujący u niego napisali skargę do urzędu w Bonn. Przeczucie więc mnie nie myliło. Kim byli ludzie, u których Ojciec pracował? To byli katolicy, bardzo dobrzy ludzie - Elizabeth i Klemens Geodelsowie. Mieli syna Josepha i trzy córki. Jedna była starsza ode mnie, średnia w moim wieku, a najmłodsza miała czternaście lat. Syn był w wojsku, w 6. Armii Polowej gen. Friedricha von Paulusa i walczył pod Stalingradem. Kiedy tam przybyłem, było już po bitwie o Stalingrad, bo kapitulację ogłoszono 2 lutego 1943 roku. Czy syn gospodarzy przeżył? Nie wiadomo, co się z nim stało: czy poległ w walkach, czy dostał się do niewoli i tam zmarł. Moi gospodarze dostali zawiadomienie, że ich syn "zaginął w walce", cały czas mieli więc nadzieję, że wróci. Każdego dnia modlili się w tej intencji na różańcu. Nie wrócił jednak i nie przysłał też żadnej wiadomości. Jak był Ojciec traktowany przez niemieckich gospodarzy? Bardzo dobrze. Miałem swój pokój i łóżko z ciepłą pierzyną. Zapewniali mi wikt i opierunek. Na święta dostawałem bieliznę albo ubranie. Jadłem to samo, co oni, przy jednym stole, choć - jak się później dowiedziałem - było to zabronione i gospodarzom groziła za to kara. Rasa panów nie mogła siedzieć przy jednym stole z podludźmi. Nie mogliśmy też razem z Niemcami chodzić do kościoła. Raz w miesiącu była Msza dla przymusowych robotników. Za złamanie tego zakazu groziła kara siedmiu dni obozu. Ogólnie więc miałem tam dobre warunki, a i praca nie była szczególnie ciężka, bo przecież w domu też pracowałem na roli. Poza tym oprócz mnie w gospodarstwie pomagał też niemiecki pracownik. Nazywał się Heinrich Koll. Był do mnie przyjaźnie nastawiony i nie czułem z jego strony żadnej wrogości. Najbardziej dokuczała mi tęsknota za rodziną. Zdarzało się, że płakałem. Kiedyś orząc, wzdychałem do nieba, prosząc Boga, by pocieszył moich rodziców i powiedział im, że u mnie wszystko w porządku, bo rzeczywiście gospodarze byli dobrymi ludźmi. Miałem szczęście. Wielu polskich przymusowych robotników ciężko pracowało w fabrykach i kopalniach albo było wyzyskiwanych przez niemieckich bauerów. W naszej wiosce tylko jeden gospodarz należał do nazistowskiej Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (NSDAP), ale i on nie szykanował pracujących u niego ludzi. Czy rozmawialiście na temat nazizmu, Hitlera i wojny? Sam nigdy takich rozmów nie zaczynałem. Na początku po prostu nie zdawałem sobie sprawy z tego, czym jest nazizm. Zresztą przyjechałem do Niemiec bez znajomości języka. Później z pojedynczych zdań, z zachowania czy nawet ze stosunku do mnie mogłem wywnioskować, że moi gospodarze nie byli przychylni Hitlerowi. Oczywiście nie mogli mówić o tym wprost, ale kiedyś gospodarz tłumaczył mi, że Nadrenia, gdzie leżała ich wioska, po pierwszej wojnie światowej była w strefie wpływów Ententy, czyli sojuszu Francji, Wielkiej Brytanii i Rosji. Dopiero w 1936 roku wkroczył tam Hitler, ale tak naprawdę oni nie mają nic wspólnego z "Prusakami". Czy rzeczywiście tak było? Takie miałem wrażenie. Jedynie najmłodsza córka, która dopiero co skończyła szkołę, wykazywała tendencje pronazistowskie. Czy spotykał Ojciec innych przymusowych robotników? Oficjalnie mogliśmy spotykać się raz w miesiącu na Mszy i coniedzielnych spotkaniach organizowanych przez nadzorującego nas esesmana - von Brauna. Jednak także poza tymi dwiema sytuacjami kontaktowaliśmy się ze sobą, choć - jak mówiłem - było to zabronione. Czego dotyczyły te niedzielne spotkania? Odbywały się one w sąsiedniej miejscowości, w dużej hali. Musieli być obecni na nich wszyscy przymusowi robotnicy z całego regionu. Von Braun mówił nam, jakie to wielkie szczęście nas spotkało, że możemy pracować dla Rzeszy, która tak się dla nas wykrwawia i która uratowała nas przed polskim reżimem. Krótko mówiąc, indoktrynował nas, ale jego słowa padały niczym groch o ścianę. Kiedyś mówił o Bydgoszczy. 3 września 1939 roku doszło tam do walk wojsk polskich z dywersantami niemieckimi, których wspomagali miejscowi Niemcy. Część schwytanych Niemców rozstrzelano. Propaganda III Rzeszy mówiła o Bromberger Blutsonntag - "krwawej niedzieli" i po wkroczeniu wojsk niemieckich do Bydgoszczy te wydarzenia stały się dla okupanta pretekstem do ogromnych represji. Miały wtedy miejsce egzekucje na polskiej ludności cywilnej, wielu Polaków wywieziono też do obozów koncentracyjnych. Kiedy von Braun z przejęciem mówił o tym, jak to Polacy mordowali w Bydgoszczy niewinnych Niemców, ktoś zawołał: "Das ist nicht Wahr!" - "To nie prawda!". Von Braun wściekł się i krzyczał: "Wer hat das gesagt?" - "Kto to powiedział?". Wyzywał nas od tchórzy, ale nikt się nie przyznał, a on ostatecznie nie dociekał. W każdym razie cieszyliśmy się, że ktoś mu się sprzeciwił. Wspomniał Ojciec o tym, że przymusowi robotnicy nie mogli jeść przy jednym stole z niemieckimi gospodarzami i chodzić z nimi do kościoła. Czego jeszcze nie wolno wam było robić? Jak już mówiłem, nie można się nam było spotykać. Nie mogliśmy jeździć do pracy rowerem, musieliśmy chodzić pieszo, nawet jeśli była to znaczna odległość. Poza tym nie było mowy o jakichś relacjach między Niemcami a robotnikami przymusowymi na płaszczyźnie czysto ludzkiej. Jeśli przymusowy robotnik zakochał się w Niemce i wyszło to na jaw, był wieszany, a dziewczynie golono do łysa głowę i obwożoną ją po okolicy. O tym opowiada film Andrzeja Wajdy "Miłość w Niemczech". W miejscowości, gdzie pracowałem, nie było takich przypadków, ale słyszałem o nich. Pamiętam też, że kiedyś najmłodsza córka mojego gospodarza zapytała mnie, co bym zrobił, gdybym zakochał się w niemieckiej dziewczynie. Odpowiedziałem jej, że się na to nie zanosi. A ona na to: "Gdybyś się zakochał w Niemce, musiałabym cię nienawidzić". Nie wiem, czy chciała mnie sprowokować, ale później zdałem sobie sprawę, że rzeczywiście musiałaby mnie nienawidzić, bo tego domagała się od niej partia. Nie myślał Ojciec o ucieczce? Nigdy mi to nie przyszło do głowy. Zapewne wynikało to ze stosunku do mnie niemieckich gospodarzy oraz sytuacji innych polskich robotników, którzy pracowali w tej miejscowości. Ich także dobrze tam traktowano. Natomiast z Oberbachem, wioski położonej niedaleko Niederbachem, latem 1944 roku uciekło dwóch przymusowych robotników. Tyle że nie starali się oni wydostać z Niemiec, a ukryli się w pobliskim lesie. Najpierw nikt ich nie ścigał. Uciekinierzy potrzebowali jedzenia, więc zaczęli nocą zbierać po polach warzywa, a w końcu przyszli do gospodarstwa, gdzie wcześniej pracowali, i ukradli stamtąd kilka rzeczy, nie tylko żywność. Gospodarze domyślili się, że sprawcami kradzieży mogą być zbiegli robotnicy, i została zorganizowana obława. Za trzecim razem ich znaleźli i rozstrzelali na miejscu. 6 czerwca 1944 roku miało miejsce lądowanie aliantów w Normandii i pewnie uciekinierzy mieli nadzieję, że szybko nastąpi wyzwolenie. Tymczasem wojna trwała jeszcze blisko rok. Wyzwolenie jednak w końcu przyszło. Okolice Niederbachem wyzwolili Amerykanie. To było 7 marca 1945 roku. Pamiętam, że kilka dni przed wkroczeniem wojsk amerykańskich z okolicznych miejscowości wycofywali się Niemcy: to była masa żołnierzy idących pieszo albo jadących konno i na motocyklach. Przechodzili też przez miejscowość, gdzie pracowałem. A ponieważ było pochmurno, alianci nie mogli zbombardować ich z samolotów. Gdyby nie niski pułap chmur, pewnie by nas wysadzili w powietrze razem z niemieckim wojskiem. Mieszkańcy Niederbachem mieli więc szczęście, a ja razem z nimi. W nocy z 6 na 7 marca przyszła wiadomość, że Amerykanie są już w sąsiedniej wiosce. Wszyscy w Niederbachem wywiesili więc na gankach białe flagi. Tylko że 7 marca około trzeciej po południu przez wioskę przejeżdżała jakaś grupa niemieckich żołnierzy i jadący na czele esesman, jak zobaczył te białe flagi, zaczął strzelać w stronę ganków. Ludzie więc schowali te flagi z powrotem do środka. Kiedy się ściemniało, mój gospodarz wraz z rodziną zszedł do piwnicy. Mówił, żebym ukrył się tam razem z nimi, ale ja miałem obawy, że jeśli w dom uderzy bomba, to się nie wydostaniemy spod gruzu. Z ukrycia więc obserwowałem szosę. Kiedy zobaczyłem, że nadjeżdża samochód i nie jest to auto niemieckie, wyciągnąłem do góry ręce z białą chusteczką. Jeden z samochodów się zatrzymał i Amerykanie pokazali mi na migi, że chce się im pić. Poszedłem więc z tą prośbą do gospodarza. Gospodarz odkorkował flaszkę z sokiem jabłkowym, nalał do kufla, a ja zaniosłem go Amerykanom. Ci wzięli kufel i odjechali. A gospodarz do mnie: "Gdzie jest mój kufel?". Nieważne były bomby, armatnie kule i ostrzał, tylko ten kufel. Nie było więc w waszej wiosce walk. Na szczęście nie. Amerykanie ustawili w ogrodzie mojego gospodarza armatkę, nałożyli na nią siatkę maskującą i co jakiś czas strzelali z niej za Ren. Zza Renu w naszą stronę też wystrzelono kilka pocisków, ale nie wyrządziły one większych szkód. Żaden z nich nie spadł na dom. Zresztą po kilku dniach Amerykanie poszli dalej na wschód i linia walk się od nas odsunęła. Powoli życie zaczęło wracać do normy. To był przełom marca i kwietnia, gospodarz powiedział więc: "Trzeba wyjść w pole". Ojciec został w Niederbachem? Zostałem. Nie poszedłem z Amerykanami, jak zrobiło wielu przymusowych robotników. Jeden z Polaków, z którym zaprzyjaźniłem się w Niederbachem, powiedział: "Gdzie pójdziesz? Po co? Na razie nic nie wiadomo". I przyznałem mu rację. Czekałem na rozwój wypadków i pracowałem jak dotąd u mojego gospodarza. Wyszedłem na pole z broną ciągniętą przez dwa konie. W pewnym momencie zobaczyłem, że pod tą broną wloką się trzy granaty. Zatrzymałem konie i zacząłem się zastanawiać, co robić. Pomyślałem, że przede wszystkim muszę skończyć swoją robotę. Odhaczyłem więc powoli te granaty, zaniosłem na bok, a potem ostrożnie bronowałem dalej. Znalazłem jeszcze w jednym miejscu czwarty granat, ale robotę skończyłem. Chyba nie do końca zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Odminował Ojciec pole. Bawiłem się w sapera. W połowie listopada 1945 roku odszedłem stamtąd do obozu przejściowego zorganizowanego przez Amerykanów jakieś dziesięć - piętnaście kilometrów od Niederbachem. Polacy od razu zaczęli się tam organizować w różne struktury. W tym czasie myślałem już o powołaniu kapłańskim i chciałem przede wszystkim skończyć szkołę średnią, a taka była właśnie w tym obozie. Pojechałem więc tam, zgłosiłem się do kierownika szkoły i powiedziałem, że w Brzesku ukończyłem pierwszą klasę Liceum im. Józefa Piłsudskiego, że nie mam jednak z sobą żadnych świadectw, ale chciałbym kontynuować naukę w drugiej klasie. Po egzaminie orientacyjnym zostałem do tej szkoły przyjęty. Wróciłem więc do Niederbachem zabrać swoje rzeczy i pożegnać się. Co powiedzieli gospodarze? Pani Elizabeth płakała. Może przypominałem jej syna. Nie wiem. Później jeszcze parę razy ich odwiedziłem. Zawsze przywoziłem od nich syrop z buraków cukrowych. Mieliśmy więc słodkie urozmaicenie obozowej diety. Jakiś czas później naszą szkołę przeniesiono do klasztoru w Knechtsteden, a później do Lippstadt. I tam, w czerwcu 1948 roku, zdałem maturę. Nie chciał Ojciec wracać do Polski? Przede wszystkim chciałem zdać maturę. Z rodzicami miałem kontakt przez Czerwony Krzyż. Napisałem do domu, że mogę w Niemczech skończyć szkołę średnią i zapytałem, czy mam wracać. Ojciec odpisał, że jeśli mam możliwość studiowania, to żebym został. Zostałem więc, a po maturze wstąpiłem do jezuitów. To znaczy nie od razu. Najpierw musiałem napisać podanie, które zostało odesłane do Rzymu, później przeszedłem egzamin przed czterema ojcami jezuitami. Ostatecznie mogłem rozpocząć nowicjat. Proponowano mi, bym starał się o przyjęcie do nowicjatu w Niemczech, ale ja pomyślałem, że niemiecki już znam, więc jak pojadę do Włoch, to nauczę się włoskiego. I rzeczywiście przełożeni wysłali mnie do Galloro w prowincji rzymskiej. Kiedy skończyłem studia filozoficzne na Uniwersytecie Gregoriańskim, Adam Kozłowiecki SJ zachęcił mnie do wyjazdu do Rodezji Północnej, dzisiejszej Zambii. Przed wyjazdem do Afryki przez pięć miesięcy uczyłem się języka angielskiego na Malcie i w 1956 roku wyjechałem do Lusaki. Później w latach sześćdziesiątych studiowałem w Irlandii teologię. Do Zambii wróciłem w 1966 roku. Czy po wojnie był Ojciec w Polsce? Dopiero w 1965 roku, a więc dwadzieścia dwa lata po wywiezieniu na roboty. Byłem już po święceniach i miałem w Polsce prymicje. Spotkałem się z rodzicami, z bratem i siostrą. Mój brat też skończył szkołę średnią i wstąpił do lotnictwa w polskim wojsku, ale władze nie pozwoliły mu na służbę w tej jednostce, bo wyszło na jaw, że ma brata na Zachodzie. A czy utrzymywał Ojciec później kontakty z niemieckimi gospodarzami? Utrzymywałem. Ostatni raz byłem u nich też w 1965 roku. Pan Klemens już nie żył. Spotkałem tylko panią Elizabeth. Bardzo dobrze ją wspominam. Miałem naprawdę wiele szczęścia, że trafiłem w Niemczech do rodziny Geodelsów. Życie Duchowe
Szczególnie duże szanse na pracę w Niemczech ma każdy, kto chce pracować na jednym z tych stanowisk pracy, na które w Niemczech brakuje pracowników. Te są regularnie publikowane przez Federalną Agencję Pracy. Aktualnie szczególnie poszukiwani są pracownicy w następujących zawodach:
Polska i NiemcyGdy 2 maja 1945 Armia Czerwona wraz z oddziałami 1. Armii Wojska Polskiego zdobyła Berlin, w mieście przebywało ok. 370 tys. robotników przymusowych. Ich los przybliżają wystawa zewnętrzna i wirtualny projekt.„Berlin był w tamtym czasie dosłownie usiany barakami. (...) Całe miasto, razem z jego obrzeżami, tworzyło rozciągający się na ogromnej przestrzeni jeden wielki obóz, wciśnięty między budynki mieszkalne i biurowe, pomniki, dworce, fabryki”. Tak wspominał sytuację w stolicy nazistowskich Niemiec François Cavanna, były francuski robotnik przymusowy i późniejszy współzałożyciel satyrycznego tygodnika „Charlie Hebdo”. 2 maja 1945 r., w dniu kapitulacji Berlina, w mieście przebywa jeszcze około 370 tys. robotników przymusowych z całej Europy. Są wśród nich jeńcy wojenni, tzw. cywilni robotnicy – głównie Polacy i „Ostarbeiter” – deportowani z terenu b. ZSRR, traktowani jeszcze gorzej od i tak żyjących już w nieludzkich warunkach Polaków. Wszyscy muszą pracować do końca. „Wielu ludzi ginie w drodze do pracy, chociaż ‘praca’ jest przesadą. Powiedzmy, że jak roboty udają się do swojego miejsca pracy, o ile ono jeszcze istnieje” – fragment wspomnień b. francuskiego robotnika przymusowego Marcela Eloli, 16 kwietnia 1945. Dwie trzecie robotników przymusowych było zmuszanych do pracy w rolnictwie, pozostali w fabrykach czy przy budowie drógImage: picture-alliance/dpa„Jak mamy skończyć, jeżeli nas ciągle bombardują?” Jedną z tych, którzy mimo bombardowań codziennie muszą dotrzeć do pracy, jest Wanda Tworkiewicz, w październiku 1943 r. przywleczona do Berlina z Łodzi. Po pobycie w obozie w Brandenburgii trafia do obozu dla robotników przymusowych Berlin-Johannisthal. Pracuje w fabryce samolotów Henschel. Podczas bombardowania w Boże Narodzenie 1943 obóz zostaje doszczętnie zniszczony. Wanda Tworkiewicz, która ratuje się wybiegając z baraku przykryta tylko kocem, zostaje przeniesiona do Schoenefeld. Codziennie musi iść piechotą do pracy, w prostej linii jakieś 10 km. Fragment jej wspomnień: „Na urodziny Hitlera, 20 kwietnia, nadleciały samoloty aliantów i zrzuciły nad naszymi fabrykami ulotki. Krążył wśród nas dowcip, że na urodziny Hitlera nie zrzucają bomb, tylko ulotki. Nie wiem, co na nich było”. Kolega ze Śląska wytłumaczył jej po polsku, że „mamy teraz skończyć z pracą”. „Jak mamy skończyć, jeżeli nas ciągle bombardują?” – odpowiedziała. 23 kwietnia 1945 obóz w Schoenefeld, gdzie przebywa Wanda Tworkiewicz, zostaje wyzwolony. Zrzucane nad Berlinem ulotki są ważną częścią wojny psychologicznej prowadzonej przez aliantów. Niemieckich żołnierzy wzywają do rzucenia broni, ludność cywilną, w tym robotników przymusowych, do przerwania pracy i stawiania oporu. Naziści do ostatnich dni wojny karzą więzieniem lub śmiercią za posiadanie takiej ulotki lub przekazanie jej dalej. Oznaka identyfikująca PolakówImage: Berlin, Stiftung Deutsches Historisches MuseumOryginalną taką ulotkę, zachowaną przez byłego polskiego robotnika przymusowego Józefa Przedpełskiego – we wrześniu 1944 razem z ciężarną żoną wywiezionego do Berlina z Łodzi – można zobaczyć na blogu Centrum Dokumentacji Pracy Przymusowej Berlin-Schöneweide. – Jeżeli nasi goście nie mogą dotrzeć na nasze wystawy, my docieramy z naszymi wystawami do nich – argumentują pracownicy Centrum, które jak wiele placówek muzealnych i kulturalnych w czasach koronakryzysu przeniosło swoją działalność do Internetu. Blog jest prowadzony od 1 kwietnia do końca maja w ramach projektu przygotowanego z okazji 75. rocznicy zakończenia II wojny światowej: „1945. Nazistowskie obozy pracy przymusowej w Berlinie. Koniec, ale jeszcze nie po wszystkim”. Zainteresowani znajdą tam fragmenty wspomnień byłych ofiar pracy niewolniczej, zdjęcia, listy, dokumenty. Gehenny ciąg dalszy „Rosjanie są pod Berlinem. Widzi się setki rosyjskich maszyn, walących w niemiecką artylerię. Eskadry jedna po drugiej nieustannie uderzają w zgromadzone w Berlinie niemieckie wojska, a my jesteśmy w środku tego wszystkiego i na nasze głowy spadają bomby, które zostały po niemieckich ‘panach’. (...) Krótko mówiąc, stało się jasne, że tkwimy w pułapce. Tylko odwagi, teraz naprawdę chodzi już tylko o to, by ratować własną skórę” – ze wspomnień b. włoskiego robotnika przymusowego Pietro Cavedaghiego, 18 kwietnia 1945. Wśród 14 tys. osób kierowanych w Berlinie do prac związanych z obroną przeciwlotniczą gros stanowią robotnicy przymusowi. Są zmuszani do rozbrajania bomb, usuwania ruin, wydobywania z gruzów i chowania zwłok, kopania okopów. Groby polskich i rosyjskich robotników przymusowych na cmentarzu Św. Jadwigi (St-Hedwig-Friedhof) w berlińskiej dzielnicy LichtenbergImage: DW„Przed wkroczeniem Armii Czerwonej większość ludzi została wysłana do kopania okopów i innych prac poza fabryką. Ci, którzy zostali w zakładach, demontowali, konserwowali i zatapiali lepsze maszyny w kanale” – ze wspomnień b. polskiego robotnika przymusowego Euzebiusza Wiktorskiego. Podczas usuwania ruin ludzie próbują znaleźć coś do jedzenia, przyłapani, karani są śmiercią za „plądrowanie”. W ostatnich dniach wojny nie mają nic – jedzenia, wody, ubrania, bezpiecznego dachu nad głową. Ich codzienność to strach przed bombami, przed reżimem i też niemiecką ludnością cywilną, która ze strachu przed aktami zemsty profilaktycznie morduje robotników przymusowych i już uwolnionych więźniów obozów koncentracyjnych. Wczesnym latem 1945 wielu byłych robotników przymusowych z Zachodniej i Południowej Europy może wrócić do domu, o własnych siłach albo z pomocą transportów organizowanych przez aliantów. Byli robotnicy przymusowi z krajów Europy Wschodniej, zwłaszcza z ZSRR, boją się wracać. Dla wielu powrót do domu z Niemiec oznacza podejrzenie zdrady ojczyzny i kolaboracji z nazistami, co równa się dalszemu ciągowi gehenny. Codzienność milionów ludzi W latach 1938-1945 w całych Niemczech przebywało na robotach przymusowych blisko 6,5 miliona osób cywilnych. Największą grupę, ponad 4 mln 200 tys., stanowili mieszkańcy okupowanych terenów Europy Wschodniej – Czechosłowacji, Polski, Jugosławii i ZSRR. 2 mln 155 tys. pochodziło z krajów Europy Zachodniej – Francji, Norwegii, Danii, Holandii, Belgii, Włoch, Grecji. Wystawa na wolnym powietrzu - Centrum Dokumentacji Pracy Przymusowej Berlin-SchöneweideImage: DW/E. StasikPolacy stanowili, po robotnikach przymusowych z b. ZSRR (2 mln 165 tys.), największą grupę ofiar pracy niewolniczej (we wrześniu 1944 było to 1,7 mln). Dekrety polskie z 8 marca 1940 usankcjonowały ich dyskryminację i wyzysk. Jako pierwsi cudzoziemcy Polacy zostali zmuszeni do noszenia identyfikującej ich oznaki z literą „P”. Tylko w Berlinie istniało w latach 1939-1945 ponad tysiąc obozów dla robotników przymusowych, sto z nich w przemysłowej dzielnicy Treptow. 20 proc. robotników przemysłowych stanowiły kobiety. W latach 1939-1945 też tylko w Berlinie znajdowało się 21 tzw. podobozów i komand zewnętrznych obozów koncentracyjnych, administracyjnie podlegających KL Sachsenhausen. Od jesieni 1944/45 przebywało w Berlinie około 10 tys. więźniów KL zatrudnionych do pracy niewolniczej, głównie w przemyśle zbrojeniowym. W połowie kwietnia 1945 zostali wysłani na Marsze śmierci. „Żaden więzień nie może się dostać w ręce aliantów”, rozkazał 14 kwietnia 1945 Reichsführer-SS Heinrich Himmler. Te i inne informacje na temat pracy przymusowej, jej genezy i historii, w tym polskich robotników przymusowych, a także późnych odszkodowań dla ofiar pracy niewolniczej przekazuje wystawa na wolnym powietrzu prezentowana przez Centrum Dokumentacji Pracy Przymusowej Berlin-Schöneweide: „Praca przymusowa w Berlinie 1938-1945”. 12 tablic umieszczonych na ogrodzeniu Centrum przy Britzer Strasse jest częścią pokazywanej tam, a ze względu na koronakryzys niedostępnej dla publiczności, stałej wystawy „Codzienność i praca przymusowa 1938-1945”. Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!
Polscy robotnicy przymusowi w III Rzeszy podczas prac przy budowie drogi w Salzgitter (domena publiczna). Znane są przypadki spontanicznego, czynnego buntu. Polacy przede wszystkim jednak decydowali się na ucieczkę. Według szacunków w latach 1939–45 z pracy przymusowej zbiegło od 200 000 do 300 000 z nich, a więc nawet ponad 10%
GROSSKUNDGEBUNG „Passen Sie gut auf, es ist furchtbar knapp mit Linoleum”. Ale z okazji wielkiego zebrania narodowo-socjalistycznego poświęca drukarnia niemiecka ostatnie metry linoleum. Brak surowców musi zastąpić odpowiednio spreparowany entuzjazm. Wielkie afisze, obwieszczające zebranie partyjne, które ma się odbyć nazajutrz, kosztują Niemcy bardzo drogo, ale…
. 271 453 131 496 22 121 100 50
pracownicy przymusowi w niemczech lista