W 1986 roku Dmitrij Dawidow wymyślił dla studentów psychologii Uniwersytetu Moskiewskiego „grę w mafię”. Zabawa ta stopniowo stawała się popularna na całym świecie. Przez 25 lat powstały różne jej warianty i odmiany, w tym również gra: „The Resistance: Agenci Molocha”.
No to zaczynamy! Po dwuletniej przerwie wywołanej pandemią na nowo podjąłem działania dotyczące innowacji matematycznej pt. „Umiesz liczyć? Licz na siebie”. W ramach przypomnienia wspomnę tylko, że innowacja ma na celu spotkania uczniów naszej szkoły ze znanymi osobistościami z naszego miasta, podczas których obie strony wspólnie rozwiązują zadania matematyczne. W dniu 25 stycznia uczniowie klasy 8a Jagoda Sielska, Oliwia Grabiec, Karol Błaszczyszyn, Michał Głowacz oraz Jakub Siepioła spotkali się z komendantem Straży Miejskiej w Przemyślu, panem Janem Geneją. Na początku komendant opowiedział o zawodzie strażnika i trudach pracy w tym zawodzie. Dowiedzieliśmy się również bardzo wielu ciekawych informacji dotyczących funkcjonowania naszego miasta. Pan komendant pokazał nam zasadę działania defibrylatorów AED, które zostały zamontowane niedawno w różnych miejscach naszego miasta, zasadę działania paralizatora, a także broni jaką posiada SM. Następnie pan komendant otrzymał zadania matematyczne przygotowane przez uczniów, a które dotyczyły specyfiki pracy strażnika. Poradził sobie z nimi bardzo dobrze, korzystając niekiedy z pomocy ucznia. Wiele razy podczas spotkania podkreślił, jak ważna jest matematyka w każdym zawodzie. Spotkanie było bardzo owocne, przebiegło w miłej, przyjaznej atmosferze – uczniowie z niecierpliwością czekają na kolejne. Jak widać matematyka niesie ze sobą ciekawość. A zatem, do zobaczenia wkrótce. Henryk Dryniak
Umiesz liczyć? Licz na Siebie, Twoje szczęście innych jebie. 568 likes. Hejo ;) Jak już tu jesteście to dajcie lajka ♥
Słyszałam ten tekst wiele razy i jakoś nigdy nie zastanowiłam się nad tym jak bardzo życiowy jest. Dopiero gdy musiałam zacząć liczyć tylko na siebie…stanął mi przed oczami jak żywy. Pomyśl sama. Gdy był tak bardzo, bardzo źle, gdy okazywało się, że nikt nie ma akurat czasu, weny, środków itd. To na kogo tak naprawdę mogłaś wtedy liczyć? Niestety, być może zabrzmi to szalenie pesymistyczne, ale nikt nie rozumie Cię tak jak ty sama. Nikt inny poza Tobą nie ma dostępu do Twojego serca, umysłu, pragnień, tajemnic i uczuć. Warto więc żyć w zgodzie ze sobą, umieć odpowiadać na swoje pragnienia i potrzeby oraz starać się budować swój wewnętrzny ład i harmonie. W dzisiejszych zabieganych czasach tak łatwo się zagubić. Nie mamy czasu na regularne posiłki, na odpoczynek, sport, dobrą książkę czy wyjście do kina. Wszystko robimy w biegu, na szybko, na kolanie. Mimo tego, że ja bardzo lubię gdy się dużo dzieje, gdy w okuł mnie jest gwar, ludzie i emocje, to takie życie w ciągłym biegu, czasem mnie męczy. Wróćmy jednak do liczenia na siebie. Ponieważ jesteśmy tą kluczową dla siebie osobą a przynajmniej tak to powinno wyglądać, to pamiętajmy o tym, że musimy o siebie bardzo dbać. Od kiedy wyszłam z załamania nerwowego, udało mi się poskładać do kupy i stanąć na nogach, bardzo zaczęłam sobie cenić, właśnie to myślenie o sobie. O swoim samopoczuciu, o zdrowiu psychicznym, wietrzeniu głowy i takiej zwykłej higienie nie tylko ciała, ale i umysłu. Dziewczyny, tak samo jak nie warto targać zbyt ciężkich siatek czy nosić cięgieł w torbie, bo szkoda by było zostać garbatą, tak samo warto dbać o nieprzeciążanie swojej głowy. Co naszą głowę może odciążyć? Warto zacząć od prostych rzeczy takich jak zadbanie by czasem móc pobyć w ciszy lub na łonie natury, by mieć zwyczajnie chwile aby pomyśleć. Móc się uwrażliwiać muzyką, sztuką, dobrą książką czy wzruszającym filmem. Czasem pozwolić sobie na coś lekkiego i przyjemnego co niekoniecznie absorbuje myślowo. Warto też dużo rozmawiać, nie tylko z innymi, ale jak trzeba to i ze sobą, Wyrzucać z siebie negatywne emocje, myśli, przemyślenia, dzielić się spostrzeżeniami. Możesz je też rozładowywać poprzez sport- mnie swego czasu bardzo pomogło mimo tego, że jestem totalnie niesportowa. Poza tym czas na małe przyjemności, takie nawet najprostsze. Kolorowanki z dziećmi, malowanie paznokci czy dobre lody. Głowę pozwoli Ci odciążać i zadbać o nią także załatwianie na bieżąco spraw, które Cię męczą, absorbują twoje myśli i uwierają. Nie duś w sobie niczego. Uwolnij to. Zobaczysz, że pomoże i to bardzo. Poza tym sen- nawet nie zdajesz sobie sprawy jak jest ważny. Oczywiście jak już kiedyś pisałam, generuje w nas tez czasem nadmierne myślenie o pewnych rzeczach, przywołuje czasem w snach sytuacje i ludzi, o których wolimy nie pamiętać itd. Staraj się jednak by był, aby było go jak najwięcej i żeby był zdrowy. Kolejną sprawą jest docenianie najmniejszej rzeczy i umiejętność odnalezienia w sobie dziecka, które docenia nawet najmniejsze gesty. Te wszystkie działania pozwolą Ci się przyszykować na wszelkie przykre ewentualności, będą ćwiczył Twoje racjonalne myślenie i ograniczą panikarstwo a przy okazji…po prostu dadzą Ci poczucie szczęścia, spełnienia i kontroli nad swoim życiem ( a to najlepsze zabezpieczenie samej siebie). Wtedy dopiero będziesz wiedziała, że możesz liczyć sama na siebie, bo po prostu Cię na to stać.
Nauczyłeś się liczyć? Licz na siebie. 291 likes · 2 talking about this. "Umiesz liczyć, licz na siebie !" Godna emerytura jest możliwa. Pod warunkiem, że sam o nią zadbasz. Zabraknie pieniędzy na emerytury — ostrzegają eksperci. Z symulacji wynika, że świadczenie z pierwszego i drugiego filara wyniesie nie więcej niż połowę ostatniego wynagrodzenia. A to oznacza, że wielu z nas czeka życie na krawędzi ubóstwa. Nie tylko kolejne rządy, ale i pracodawcy uważają, że "liczy się tu i teraz". Program emerytalny realizuje jedynie 27 proc. polskich przedsiębiorstw i ta liczba ani drgnęła w ostatnich latach — wynika z badań firmy Mercer. Zatem brutalna prawda jest taka, że sami musimy zadbać o spokojną i dostatnią starość. Ziarnko do ziarnka Tymczasem — jak zauważa Agnieszka Rudnicka, starszy menedżer produktów w Raiffeisen Bank Polska — Polacy umieją odkładać pieniądze na krótko: na wakacje, samochód, remont mieszkania. Uważamy, że w dłuższej perspektywie na oszczędzanie nas nie stać. Inwestowanie rezerwujemy dla ludzi bogatych. A to błąd. — Niewielkie kwoty gromadzone regularnie tworzą kapitał na przyszłość. Zwłoka oznacza jedno — im dłużej trwa, tym więcej będzie trzeba odłożyć w każdym kolejnym miesiącu, by nadrobić stracony czas — wskazuje Agnieszka Rudnicka. Wtóruje jej Emil Szweda, analityk Open Finance, który do znudzenia powtarza klientom, że konsumpcja nie może pochłonąć wszystkich ich zarobków i oszczędności. — Zasada jest prosta: im bliżej do zakończenia działalności zarobkowej, tym większą część bieżących dochodów należy przeznaczać na lokaty i inwestycje. Jeśli pracownik ma 25 lat, wystarczy, że odkłada co miesiąc 5-10 proc. pensji. Natomiast jeżeli ktoś o starości zaczął myśleć dopiero po 45. roku życia, to i jedna trzecia wynagrodzenia nie wydaje się kwotą zbyt dużą — stwierdza konsultant. Natomiast Piotr Warski, niezależny doradca finansowy, dodaje, że nie należy zakładać, że po przejściu na emeryturę nasze potrzeby konsumpcyjne spadną. Raczej będziemy chcieli żyć na dotychczasowym poziomie. Owszem, odejdą wydatki na dzieci, ale pojawią się nowe, związane na przykład ze zdrowiem. Zatem nasze konto powinno być zasilane co miesiąc kwotą nie mniejszą niż ostatnie wynagrodzenie. Do dodatkowego oszczędzania i inwestowania w przyszłość eksperci szczególnie mocno namawiają osoby prowadzące działalność gospodarczą i zatrudnione np. na podstawie umowy o dzieło oraz rolników. Większość z nich odprowadza przecież minimalne składki do ZUS lub KRUS. Bardziej zapobiegliwe — według analityków — powinny być również kobiety. Powód: statystycznie wcześniej przechodzą na emeryturę i żyją dłużej od mężczyzn — czyli na gromadzenie kapitału mają mniej czasu. Morze możliwości W jaki sposób gromadzić dodatkowy kapitał na emeryturę? Na rynku finansowym możliwości inwestowania i oszczędzania jest wiele. Można wybierać spośród lokat bankowych, obligacji skarbowych, produktów strukturyzowanych, akcji, funduszy inwestycyjnych, albo kupić inwestycyjną polisę ubezpieczeniową. Wybór zależy od potrzeb, możliwości finansowych, czasu gromadzenia kapitału, a także — preferowanej skali ryzyka. — Nie wrzucajmy wszystkich pieniędzy do jednego worka — lepiej dywersyfikować swój portfel. Dzięki temu nasze oszczędności będą podlegać mniejszym wahaniom w razie zawirowań na rynkach finansowych — wskazuje Agnieszka Rudnicka. Inna rada menedżerki? W długim terminie, aby zebrać jak największy kapitał, warto — przynajmniej na początku — inwestować w instrumenty bardziej agresywne, np. fundusze akcyjne. Im bliżej końca oszczędzania, tym inwestycje powinny się stawać coraz bardziej bezpieczne. W praktyce oznacza to, że środki z funduszy akcyjnych należy stopniowo przenosić do funduszy bezpieczniejszych — np. stabilnego wzrostu, potem do obligacyjnych czy rynku pieniężnego. Specjalistka Raiffeisen Banku poleca także inwestycyjne programy ubezpieczeniowe. Są przeznaczone dla osób, które chcą długofalowo inwestować, ale nie mają czasu ani odpowiedniego doświadczenia, aby samodzielnie inwestować na giełdzie. Ubezpieczenie z funduszami łączy najlepsze cechy funduszu inwestycyjnego, lokaty i ubezpieczenia na życie. Zapewnia jednak zyskowność potencjalnie wyższą niż lokaty bankowe i wiąże się z mniejszym ryzykiem niż to, które towarzyszy samodzielnemu inwestowaniu w papiery wartościowe. W ubezpieczeniu z funduszem mamy do dyspozycji fundusze różnych TFI, o różnej strategii inwestycyjnej, co pozwala lokować w produkty obarczone różnym ryzykiem. — Dzięki formie ubezpieczenia na życie, konwersje jednostek pomiędzy funduszami nie są obciążone podatkiem od zysków kapitałowych. Pozwala to wykorzystać różnorodność oferty inwestycyjnej i w zależności od koniunktury zmieniać profil inwestycji, a przy tym korzystać z odroczenia zapłaty podatku dochodowego od zysku z inwestycji — 19-procentowy podatek płacony jest dopiero w momencie wypłaty środków — wyjaśnia Agnieszka Rudnicka. Innym rozwiązaniem jest założenie indywidualnego konta emerytalnego (IKE). Można to zrobić, podpisując umowę z towarzystwem funduszy inwestycyjnych, z towarzystwem ubezpieczeniowym, bankiem lub domem maklerskim. — Zaletą oszczędzania na IKE jest zwolnienie z 19-procentowego podatku od zysków kapitałowych, jednak z tego zwolnienia skorzystamy dopiero podejmując pieniądze po przejściu na emeryturę — tłumaczy specjalistka Raiffeisen Banku. Popularną formą inwestowania jest także zakup nieruchomości. Poza tym można lokować w dzieła sztuki, złoto, numizmaty. Najprostszą formą pomnażania kapitału wydają się depozyty bankowe. Najbardziej — według analityków — nadają się one jednak do krótkoterminowego lokowania pieniędzy, a nie z myślą o przyszłej emeryturze. Ekspert podpowie Wybór produktów jest duży. Przed dokonaniem wyboru każdy powinien odpowiedzieć sobie na kilka pytań: ile możemy odkładać, jaką kwotę chcemy zaoszczędzić, jak długo będziemy inwestować i jakie ryzyko jesteśmy w stanie zaakceptować? Emil Szweda zaleca przyjęcie postawy aktywnego inwestora, który co pewien czas modeluje swój portfel zależnie od tego, co się dzieje w gospodarce. — Ktoś taki zawsze trzyma rękę na pulsie i nie pozwala, by hossa uśpiła jego czujność. Szybko reaguje na wszystkie zmiany. Ale do tego potrzeba choćby minimalnej znajomości zasad ekonomii — podkreśla analityk Open Finance. A co z osobami, które z ekonomią są na bakier? — Powinny spotkać się z doradcą bankowym, który przybliży im konkretne rodzaje produktów inwestycyjnych, dając szansę na stworzenie portfela, który jest dla nich optymalny — podpowiada Agnieszka Rudnicka. l

Gość nie powiem kto. Goście. Napisano Październik 9, 2006. Zazdroszcze wam : ( Ja nie moge liczyc na siostre. Od czasow "zakonczenia" dziecinstwa nie mialysmy ze soba dobrego kontaktu, teraz

Mieszkasz za granica, daleko od rodziny i z minimum znajomych, na których mógłbyś liczyć. Pewnie znasz to przysłowie z autopsji: „umiesz liczyć, licz na siebie”. Jakże się z tym zgadzam. Natomiast zwróćcie uwagę, że to słowa dla emigrantów nabierają nieco innego znaczenia. Dlaczego? Umiesz liczyć, licz na sobie- przyznacie chyba racje, ze często wypowiadamy to zdanie w sposób sarkastyczny, tak, aby podkreślić to, ze nie możemy liczyć na pomoc osób, które nas otaczają i ktore są nam w pewniej sposób bliskie. Wypowiadamy te słowa, gdy np rprzyjaciel odmówił nam pożyczki pieniędzy, lub okazuje sie, ze nasza kochana mama nie miała akurat czasu zająć się dziećmi, gdy ja poprosiliśmy. Myśle jednak, ze dla emigranta to przysłowie ma totalnie inne znaczenie (a nie nieco inne, ja pisałam wyżej). Jakby nie było, nie ważne z jakiego powodu decydujemy się na wyjazd, jest to ostatecznie nasz decyzja- mniej lub bardziej świadoma. Ale to my wyjeżdżamy i zostawiamy cały nasz świat za sobą, bierzemy życie w swoje ręce i wyprowadzamy się z dała od osób, dla których jesteśmy ważni,których pomoc, jak się okaże kilka lat później, mogłaby zaoszczędzić nam wielu stresów. Lecz z różnych powodów nic nie jest w stanie nas zatrzymać. Konsekwencja takiej decyzji jest życie zgodnie z tym przysłowiem! I my wypowiadając te słowa, nie mamy do nikogo pretensji. Po prostu wybraliśmy taka ścieżkę w życiu, na której nie da się przetrwać nie licząc na samego siebie. Przecież sami musimy znaleźć prace, mieszkanie, kupić auto, wysłać dzieci do szkoły, tak dostosować godziny pracy, aby zawsze można było je zawieźć i odebrać na czas. Nie mamy nikogo wokół, kto mógłby zabrać dzieciaki choćby na kilka godzin na płac zabaw lub jakiś spacer. Na zakupach nie tylko pchamy wielki wózek z zakupami, ale do tego staramy się ogarnąć nasze szkraby. Jest wiele takich sytuacji i mogłabym tu stworzyć długa listę. Oczywiście ich skala będzie uzależniona od gromadki naszych znajomych czy rodziny, ale większość z nas chyba jednak będzie zdana na samych siebie. Tak, możemy się do tego przywyczaić, po jakimś czasie już nawet nie zwracamy na to uwagi. Po prostu tak jest, i raczej nic tego nie zmieni, a nam juz to na prawdę nie przeszkadza. Jakże jestem ciekawa, jak to będzie po powrocie do Polski. Czy zmieni się u nas coś w tej kwestii czy nie? Myśle, ze po przeprowadzce będziemy mieć więcej swobody i ze nie będziemy odczuwać takiego napięcia związanego z organizacją. Ale, wszystko się okaże za pare miesięcy. Zobacz wpisy
Umiesz liczyć? Licz na siebie, Bo ci z tyłu ktoś przyjebie. Health/beauty. Dla Ciebie mogę zrobić wszystko, szkoda tylko, że Ty dla mnie nic. Health/beauty.

Ewentualnie na inne Wiedźmy, bo moje są niezawodne. Szalenie mi się zawsze podobała Honoratka z ” Czterech Pancernych”, która kandydata na narzeczonego, siłacza Gustlika, przytomnie odpytała: „A z czego to pan Gustlik zamiarują rodzinę utrzymać? Bo generałem to pan Gustlik nie zostaną..” I dopiero po deklaracji, że w cywilu to Gustlik jest kowalem spojrzała na jego zaloty przychylnym okiem. No takie to były czasy, że obowiązek utrzymania rodziny spoczywał na męskich barkach i biada tej, dla której ładne liczko było ważniejsze od siły owych barków a nie miała bogatego tatusia. Zmieniły się czasy, zmieniły obyczaje. Dzisiejsze Honoratki kończą szkoły, idą do pracy i do kwestii finansowych podchodzą znacznie mniej ostrożnie. Niesłusznie. I nie chodzi mi o to żeby zaraz koniecznie szukać narzeczonego milionera, choć kiedyś miałam takie marzenia, ale tych milionerów, i do tego szczodrych i zakochanych, jak na lekarstwo. Poza tym, w wieku dorosłym odkryłam, ile satysfakcji daje jednak zarabianie własnych pieniędzy i jaka to wolność. Zakochany milioner byłby miłym dodatkiem, bo czemu nie, ale wiecie jak to z nimi bywa, raz są zakochani bardziej, raz mniej. Natomiast pieniędzy należy pilnować zawsze i wszędzie, a zwłaszcza własnych, zarobionych ciężką pracą. Czytam ci ja bowiem na grupie kobiet 50+ rozpaczliwy post, że oto małżonek, po przepracowaniu przez żonę we wspólnej firmie 15 stu lat, właśnie oświadczył, że ta wspólnota to tak na gębę, w papierach wszystko jest jego i proszę sobie, kochana żono, szukać roboty. I żeby to był pojedynczy przypadek. Skąd. W komentarzach inne kobiety meldują, że tu po 20, tam po 30, gdzie indziej po 25 usłyszały podobne komunikaty, a na dodatek okazywało się, że przez te wspólne lata jakoś zawsze było szkoda za drugą osobę płacić składki, kasa była tak bardziej „pod stołem” i na pracę małżonki w zasadzie nie ma żadnych dowodów. Zgroza. Wyobraźcie sobie siebie, drogie młodsze koleżanki, w podobnej sytuacji. I ręczę, że ci wredni mężowie też kiedyś byli mili i zakochani. I tacy gospodarni, po co płacić żonie ubezpieczenie, w firmie zawsze są pilniejsze wydatki. Do tego dochodzą urocze pomysły o zawarciu rozdzielności majątkowej, bo po co miałaby kochana żona odpowiadać za ewentualne kredyty zaciągane na firmę. A, że po drodze jakoś tak kupiło się działkę na siebie i wybudowało na niej rzekomo wspólny dom, no to są drobiazgi, dżentelmeni o pieniądzach nie mówią. Inne baby to są chytre, ale ty przecież wiesz, kochanie, jak ja cię kocham i co moje to twoje. Do czasu. Nie ufasz mi??! Uff, uff. I czytuję takich smutnych postów setki, a pod nimi setki równie smutnych komentarzy. Zawsze mam ochotę dopisać komentarz, że w takim razie zamiast rozwodu lepiej szybko ugotować małżonkowi grzybową, bo wszystkie grzybki są jadalne, ale niektóre tylko raz w życiu. Zwyczaj polegania finansowego na facecie mamy wdrukowany w geny i wychowanie, i bywa, że to się sprawdza, ale jakby coraz rzadziej. I zawsze pozostaje margines niepewności, że za parę lat będzie mogła na nim polegać już całkiem inna pani. Pieniądze należy mieć własne i programy takie jak „Żony z Miami” o napompowanych botoksem cycatych blondynkach, które złowiły uwędzonego na skwarkę, podstarzałego bogacza z jachtem, uważam za głupie i szkodliwe. To już lepiej obejrzeć „Dziewczyny z Dubaju” jako ostrzeżenie. I uczyć się w szkole zamiast na błędach.

Lat przybywa, a my liczymy, że inwestycje w dzieci, mieszkanie lub domek przyniosą na starość stabilizację. Niektórzy nawet liczą, że emerytury będą sprawiedliwe. Jakby zapomnieli, że już starożytni Grecy, a może Rzymianie, zasłonili Temidzie oczy. Sprawiedliwość to pojęcie wpajane w dzieciństwie i jest tak samo utopijne jak
Jeszcze stosunkowo niedawno technologia nie była zbyt widoczna w pływaniu. Najbardziej zaawansowana elektronika jaką można było zobaczyć na treningu ograniczała się wyłącznie do trenerskiego stopera i analogowego zegara zawieszonego na ścianie. Obecnie sytuacja ta dość gwałtownie się zmienia. Weszliśmy w erę smartfonów, pulsometrów, zegarków i innych gadżetów do monitorowania treningu, o których parę lat wcześniej nawet nam się nie śniło. Czy to dobry kierunek? Powiem szczerze, że nie wiem. O ile sam jestem fanem technologii, to zaczynam mieć wrażenie, że w przypadku treningu pływackiego przynosi ona efekt przeciwny od zamierzonego. Technologiczny skok w przód często oznacza niestety (spory) treningowy krok w tył. Kto jeszcze pamięta takie stopery? Samoświadomość Proces treningowy w pływaniu składa się ze znacznie większej ilości składników niż tylko technika i kondycja. Co najważniejsze, równolegle do wspomnianych elementów, pływak powinien rozwijać umiejętności związane ze zrozumieniem treningu. Już na etapie nauki pływania, powinno uczyć się kursantów między innymi odczytywania treningu w formie pisanej, mierzenia sobie czasu na podstawie zegara (również czasu przerwy), a w trochę dalszej kolejności liczenia cyklów pływackich. Dzięki temu, po skończeniu pierwszego etapu nauki i przejścia na etap doskonalenia pływania jest już gotowy do samodzielnego realizowania prostych treningów. Samoświadomy pływak odznacza się pewnym stopniem niezależności. W sytuacji, kiedy danego dnia na brzegu zabraknie trenera, podopieczny powinien umieć zrealizować trening w 100%, zgodnie z zaplanowanymi wcześniej założeniami. Bez wymówek typu: nie umiałem, nie wiedziałem, nie rozumiałem. Zegarki, które wszystko wiedzą A teraz zobaczmy jaką jakość do treningu niechcący wprowadza technologia. Mamy zegarki do monitorowania treningu, które liczą za zawodnika praktycznie każdy parametr. Doszliśmy do etapu, że nie trzeba nawet wciskać guzika na nawrocie – czujniki odczytują wstrząsy i prawie bezbłędnie “zaliczają” kolejną długość basenu. Nie trzeba liczyć dystansu! Wystarczy odczytać go z zegarka. Czas? Mierzy się automatycznie. Cykle ruchowe? Dokładnie ta sama historia. Konsekwencją automatyzacji jest niestety to, że pływacy zwalniają się od myślenia. Sytuacje jak ta poniżej niestety zdarzają się bardzo często i sporo energii kosztuje mnie to, żeby je zwalczać. (w zadaniu gdzie celem jest jak osiągąć jak najmniejszą ilość cykli) Ja: Ile miałeś cykli? Zawodnik: Poczekaj zaraz sprawdzę na zegarku. Ja: Ale przecież miałeś liczyć sam. Zawodnik: Jak ja liczę to gubię się już w połowie. Albo poniższa rozmowa. Obecnie awansowała w środowisku już do czegoś w rodzaju anegdotki/żartu opowiadanego przy piwie, ale wiem, że wydarzyła się naprawdę. 🙂 (po wymagających zajęciach na sali na obozie kondycyjnym) Trener: I jak, Piotrek, zmęczyłeś się na treningu? Zawodnik (całkiem poważnie): Nie wiem. Zobaczę jak wrócę do pokoju (hotelowego) i zgram dane z zegarka. Pokonany dystans, czas, cykle – kontrolowanie tych parametrów to absolutne minimum jeśli chodzi o efektywny trening. I nie powinna być to robota trenera, a zawodnika. Czy zadaniem trenera jest stałe kontrolowanie jego podopiecznych, czy aby na pewno robią wszystko zgodnie z założeniami? Raczej nie, a takie lustrowanie odwraca jego uwagę od spraw naprawdę ważnych: od opracowywania koncepcji przygotowań i wybierania właściwej drogi rozwoju. Prowadzenie za rączkę Ostatnio furrorę robi bezprzewodowy system komunikacji trener-zawodnik używany głównie przy treningu technicznym. Pływak wkłada słuchawki do uszu, a trener może go poprawiać bez wyciągania z wody. Z pozoru brzmi to szalenie ekscytująco – nie trzeba marnować czasu na zatrzymywanie się, wszystko można robić “live” bez wybijania pływaka z rytmu, ale w praktyce jest to cofanie się w rozwoju. Sprowadza się to do prowadzenia podopiecznego za rączkę, które nie jest i nigdy nie było sposobem na długotrwałą poprawę techniki. Żaden pływak nie potrzebuje informacji zwrotnej od trenera co pięć sekund. Na pewnym etapie musi on “odciąć pępowinę” i nabyć wystarczająco dużo świadomości ciała, żeby być zdolnym samemu poprawiać własne błędy. Nie stanie się to od razu, ale trener właśnie po to jest, aby czuwać nad tym, żeby proces ten przebiegał sprawnie i bez zakłóceń. Kolejny popularny gadżet z kategorii prowadzenia za rączkę, to system wyznaczania tempa za pomocą światłowodów. Idea jest następująca: przed treningiem rozkładamy 25 albo 50 metrowy kabel na dnie basenu, wyznaczamy interesujące interwały i możemy pływać w tempie wyznaczanym przez zająca w postaci przesuwającego się światełka. Problem w tym, że zamiast uczyć wyczucia tempa i strategii wyścigu, gapimy się przez cały trening na przeskakującą lampkę. Wiem z doświadczenia, że umiejętność pływania na treningu z dokładnością co do sekundy nie jest niczym rzadkim nawet wśród przeciętnych pływaków. Jest to coś co stosunkowo łatwo wypracować. Nie bardzo widzę więc sens w stosowaniu tego typu pomocy, jeżeli na ścianie wisi nawet najzwyklejszy zegar. Tym bardziej że na zawodach, nikt nie rozkłada na dnie światłowodów, żeby pomóc biednym długodystansowcom. Mania prowadzenia za rączkę nie dotyka jednak tylko basenów. Na Kickstarterze można znaleźć na przykład systemy naprowadzania GPS w wyścigach open water. Wystarczy zejść odrobine z kursu, a dioda odpowiedniego koloru natyczmiast pokaże nam jak wrócić na właściwy tor. Ble. Prowadzenie za rączkę. Kiedyś jednak ptaszki muszą dorosnąć i wyfrunąć z wygodnego gniazdka. Oby nie w tym kierunku Trochę przeraża mnie fakt, że technologia staje się pretekstem do unikania myślenia. Nie chce, żebym został w tym miejscu źle zrozumiany. Obecna technologia jest niesamowita i nigdy w historii nie mieliśmy takich możliwości rejestrowania treningu – w dodatku dostępnych dla każdego. Niestety dużo energii poświęcamy na rzeczy, które nie do końca są nam niezbędne. Oprócz wątpliwości pt. “czy aby na pewno gadżety nie obniżają naszej treningowej produktywności” mam również obawy trochę bardziej romantycznej natury. Czy nadejdą czasy, gdy dojdziemy do etapu, kiedy wszystkie parametry wyświetlą nam się w okularkach i będziemy tylko maszynami do przepłynięcia odcinka w wyznaczony wcześniej sposób? Już teraz kolarze, od czasu popularyzacji pomiaru mocy, gapią się na wyścigach głównie w ekran na kierownicy. Świat dokoła się nie liczy, ważne są tylko waty, bo to one w ostatecznym rozrachunku zapewniają zwycięstwo. A gdzie w tym wszystkim radość ze ścigania? Jestem (może naiwnym) zwolennikiem teorii, że sport zaczął się wtedy, gdy dwoje ludzi stanęło po raz pierwszy obok siebie i któryś z nich powiedział: “kto pierwszy do tego drzewa”. Ścigali się dla samej frajdy, bez podtekstów i wsparcia technologii. Wiem, że radość ta wciąż jest obecna w większości z nas uprawiających sport, niezależnie od poziomu. I oby to się nigdy nie zmieniło. Napisane przez: Paweł Rurak Jeśli podobał Ci się wpis, zobacz też inne teksty poświęcone zbliżonym tematom: Keep it simple! Złota proporcja (Visited 46 times, 1 visits today) . 148 259 419 13 26 222 227 464

umiesz liczyć licz na siebie